Słuchowiska były niegdyś jedną z ulubionych rozrywek masowych. Nazywane „teatrem wyobraźni”, pozwalały na porywające podróże za pomocą dźwięku. Czasami działały tak sugestywnie, że fikcję mylono z prawdą. Dzisiaj słuchacze wybierają częściej audiobooki, które dostarczają równie silnych wrażeń, a przy tym są dostępne w dowolnym miejscu i czasie. Tradycję aktorskich adaptacji z praktycznością audiobooków połączył „Chaos” – pierwszy polski serial audio wyprodukowany przez Empik Go.
Popularność radioodbiorników i zwiększająca się liczba zwolenników tej formy rozrywki na początku XX wieku, przyczyniły się do eksperymentównad wykorzystaniem nowej technologii. Tak powstały słuchowiska, czyli dramaty radiowe, wykorzystujące wyłącznie dźwięk – ludzki głos, muzykę i różnorodne efekty akustyczne – do snucia opowieści i wywoływania emocji. Witold Hulewicz w latach 30. określił nową formę rozrywki „teatrem wyobraźni”. Do historii przeszła osławiona adaptacja opowiadania science fiction „Wojna światów” z 1938 r. Fikcyjne doniesienia Orsona Wellsa o ataku kosmitów na Ziemię wywołały w Stanach Zjednoczonych ogólnonarodową panikę.
Nie tylko Matysiakowe, czyli polska tradycja
Do Polski słuchowiska dotarły w latach dwudziestych XX wieku. Pierwszy polski dramat radiowy powstał z okazji rocznicy Nocy Listopadowej i bazował na „Warszawiance” Stanisława Wyspiańskiego. Początkowo słuchowiska emitowano na żywo i pojawiało się w nich wielu aktorów. „Pogrzeb Kiejstuta” Witolda Hulewicza, napisany w latach 20. specjalnie do radia, nagrywany był w plenerze, aby uchwycić odgłosy szumiącej w tle rzeki.
W kolejnych dekadach powstały nowe słuchowiska, które już po pierwszych odcinkach zamieniały się w potęgi społeczne. Niezwykle popularni „Matysiakowie” czy „W Jezioranach” opowiadały o życiu tzw. zwykłych ludzi, w nawiązaniu do tego, co się aktualnie w kraju działo.Słuchacze angażowali się w losy bohaterów – niektórzy wierzyli, że Józef i Helena istnieli naprawdę i od wielu lat zamieszkiwali warszawskie Powiśle.
Mocna fabuła i wykorzystanie technologii
Tradycja słuchowisk z podziałem na role nie umarła. Dzisiejsi słuchacze również lubią zanurzać się w fascynujących opowieściach, sięgając po audiobooki. W tym roku Empik Go wyprodukował pierwszy polski serial audio pt. „Chaos”, adaptację powieści Roberta J. Szmidta „Szczury Wrocławia. Chaos”. Tak jak przed dekadami, gwiazdorska obsada z m.in. Piotrem Adamczykiem, Jackiem Braciakiem czy Łukaszem Simlatem przeniosła słuchaczy w makabryczny świat zarazy do Wrocławia roku 1963. Serial powstał z wykorzystaniem technologii nazywanej dźwiękowym 3D. Dzięki nagraniom wykonanym niezwykle dokładnym mikrofonem binauralnym (mikrofon w kształcie ucha!)w trakcie słuchania łatwiej uruchomić wyobraźnię słuchacza.
Głos gra pierwsze skrzypce
Sukces audiobooka zależy w ogromnej mierze od odpowiednio dobranego lektora. Pod uwagę bierze się takie zmienne, jak m.in. gatunek książki, płeć narratora czy charakterystyczną barwę głosu danej osoby. Nagrywanie książek może okazać się trudne nawet dla bardzo doświadczonego aktora. Jeden z najbardziej cenionych lektorów, który czyta m.in. powieści Stephena Kinga, Leszek Filipowicz tak komentuje trudności związane z zawodowym czytaniem książek:
– Często wymieniałem na ten temat opinie ze znajomymi aktorkami, kolegami. Są pasjonaci czytania audiobooków i ich zaciekli wrogowie. Nie wszyscy czują się dobrze, siedząc wiele godzin w zamkniętej przestrzeni, nie mając takich środków wyrazu jak na scenie czy przed kamerą. Lektorzy są pozbawieni gestów, min, spojrzenia. To zupełnie inny rodzaj pracy aktorskiej. Bardzo intymny i wymagający niezwykłego utrzymania skupienia przez wiele godzin.
Chociaż odgrywanie wielu postaci to spore wyzwanie, większość lektorów przyznaje, że lubi pracować a vista, czyli bez wcześniejszego zapoznawania się z całością tekstu. – Nigdy nie czytam całej książki z jednego ważnego powodu –chcę być tak samo jak słuchacz czy czytelnik zaskoczona rozwojem akcji i mieć przyjemność poznawania danego tytułu podczas realizacji nagrań – zdradza Ewa Abert, która została lektorką popularniej książki Blanki Lipińskiej „365 dni”.
O kulisach swoich przygotowań opowiedział także Janusz Zadura (lektor m.in. popularnych teraz książek Wojciecha Chmielarza), któremu jeszcze nigdy przed nagraniem nie zdarzyło się przeczytać całej książki.
– Jeden z realizatorów, Marek Piastowicz, powiedział mi kiedyś, abym nie czytał tekstu wcześniej, bo będę nudził się w studiu. I coś w tym jest! Aczkolwiek lubię przeczytać sobie „na sucho” ok. 20 stron książki, żeby dowiedzieć się, jaki ma rytm. Każdy autor pisze „na inna nutę”.
Lektor podzielił się także zabawną wpadką z nagrań, wynikającą z nieznajomości całości tekstu: – Pewien bohater, który przez całą książkę występował w masce, mówił moim niskim głosem. A tu bach! W finale okazało się, że to była zamaskowana kobieta! Nie było innego wyjścia: musiałam głos podwyższyć i grać jeszcze raz. Całe szczęście, tylko jej wypowiedzi!